Napisane przez: Lora Williamson

Muszę przyjąć Eucharystię. Dosłownie umrę, jeżeli Jej nie przyjmę.” To była pierwsza myśl pewnego ranka w styczniu 2020 roku. Nie przyjmowałam Eucharystii od czasu bierzmowania w latach 80-tych. Nie wiem dlaczego i jak to się stało, lecz nagle miałam niesamowitą potrzebę zjednoczenia się z Ciałem, Krwią, Duszą i Boskością naszego ukochanego Pana Jezusa Chrystusa.

 

W 2019 roku pojechałem zobaczyć przemawiającą w Nowym Jorku Immaculee Ilibagiza, pewną Katoliczkę, której udało się przeżyć ludobójstwo w Rwandzie. Opowiedziała swą niesamowitą historię, którą znałem już wcześniej odkąd przeczytałam jej książkę. Byłam też w Rwandzie na wycieczce misyjnej z moim protestanckim ogromnym kościołem, w który byłam bardzo zaangażowana przez wiele lat. Chociaż przez ostatnie 30 lat chodziłam do kościołów w stylu tak zwanych “mega-kościołów”, nigdy nie byłam antykatolikiem i nigdy nie obrażał mnie różaniec ani kościelne zapachy czy dzwony. Jako Amerykanka z włoskimi korzeniami nigdy nie potrafiłam zrezygnować z modlenia się do świętego Antoniego, lecz trzymałam to dla siebie.

 

W czasie pewnej części jej rekolekcji ludzie opowiadali swe niesamowite historie o odmawianiu różańca oraz o tym jak Maryja wstawiała się za nimi. Nie byłem przeciw Maryi, lecz nie czułam do Niej szczególnych uczuć czy oddania. Żałowałam, że nie mam tego, co oni mieli. Śpiewaliśmy też Koronkę do Miłosierdzia Bożego, wtedy to usłyszałam ją po raz pierwszy, a spokój podczas śpiewu i modlitwy skłonił mnie do proszenia Boga o głębszą relację nie tylko z Nim, ale także z Maryją. Przed zakończeniem dnia, była też tam Statua Wędrującej Fatimy, którą wszyscy mogli czcić oraz relikwie Ojca Pio, które można było ucałować. Ciekawe co moi protestanccy przyjaciele by myśleli gdyby mnie wtedy widzieli. Jednak nie obchodziło mnie to. Potrzebowałam Jezusa i każdego możliwego świętego, aby pomógł mi znaleźć głębszy pokój oraz kierunek mojego życia. Wyjechałem tego dnia pragnąc dowiedzenia się więcej na temat Ojca Pio i byłam zdeterminowa by dowiedzieć się o nim więcej. Będąc Włoszką, znane było mi jego imię, lecz było to jedynie coś, o czym rozmawiały starsze panie w czasie mojego dzieciństwa.

 

Poczułam fascynację  uczenia się wszystkiego co tylko możliwe o Ojcu Pio i poczułam, że coś wzywa mnie do Włoch. Uwielbiam podróżować lecz w 2019 roku nie mogłam ze względu na sytuację finansową. Ojciec Pio miał jednak inne plany . Powiedziałem mu, że jeżeli chc bym pojechała, musiałby sam znaleźć sposób na to bym mogła pojechać  do Włoch i do jego sanktuarium w San Giovanni Rotondo. Niedługo potem moja siostra i przyjaciółka zadzwoniły do ​​mnie, aby powiedzieć mi, że chcą pojechać do Włoch we wrześniu i wszystkie możemy dzielić ze sobą pokój, aby oszczędzić pieniądze. Wspaniale! Znalazłam dobre oferty, a znajomy z Włoch pomógł mi wynająć jeden z ostatnich dostępnych samochodów. Sama z chęcią prowadziłam z Sorrento do San Giovanni Rotondo, a później do Rzymu.

 

Po wejściu do świątyni w San Giovanni Rotondo poczułam piękną woń lecz nikogo nie było w pobliżu. Stałam w wejściu, wzięłam głęboki oddech i nie mogłam wręcz uwierzyć, że udało mi się tam dotrzeć. Potem zacząłem płakać i szlochać łzami z samej głębi swojej duszy. Byłam wdzięczna, że nikogo nie było wtedy wokół. Nie wiedziałam, czego Ojciec Pio ode mnie chciał, ale przejechałam pół świata, aby się tego dowiedzieć. Siedząc w ciszy postanowiłam zostać swego rodzaju jego duchową córką. Nie wiedziałam, co to właściwie ma oznaczać, poza obietnicą życia jako Katoliczka, lecz czułam, że muszę i chcę zbliżyć się do niego tak mocno jak to tylko jest możliwe.

 

W styczniu 2020 roku otrzymałem list z San Giovanni Rotondo o byciu duchową córką Ojca Pio. Chodziłam wówczas codziennie na Msze Katolickie i byłam wolontariuszką w kościele protestanckim w niedzielne poranki, lecz nie uczestniczyłam już w ich nabożeństwach. W moim niedzielnym kościele protestanckim i filozofii tworzenia tak zwanego mega-kościoła narastały tak wielkie dla mnie problemy teologiczne. Współczesny protestantyzm, ogólnie rzecz ujmując, zaczął ujawniać swoje wady w miarę pogłębiania mojej nauki teologii i dowiadywania się coraz więcej. Byłam zmęczona postawą “postanów coś i tego się trzymaj”, nauką ewangelii bogactwa i koncepcją „jak raz jesteś zbawiony, to już zawsze będziesz zbawiony”. Nie nauczano o odpowiedzialności oraz pokucie za grzechy. To było bardziej jak “Świetna Niedziela dla Dusz w Oprah Show”, a nie autentyczne uwielbienie Jezusa.

 

Gdy pojawił się Covid, mój mega protestancki kościół spasował jak talią kart. Zamknęli wszystko i przeszli do trybu online na całe miesiące. Tam nie było zwycięstwa, tylko sam strach. Tonęli w złudzeniu sprawiedliwości społecznej i promowali marksizm nawet o tym nie wiedząc i nie rozumiejąc tego. O ile mogłam zaobserwować, nie było tam absolutnie żadnej wizji, rozeznania czy wiary. Wiele innych osób poczuło to samo i opuściło ten kościół. Zdałem sobie wtedy sprawę, dlaczego Ojciec Pio i Maryja przyciągali mnie tak mocno do siebie. Chcieli mnie chronić i prowadzić przez jedną z moich największych subtelnych duchowych bitew między dobrem a złem.

 

Jedynym otwartym Kościołem w New Jersey była kaplica Mszy Łacińskiej, godzinę drogi ode mnie. Nawet nie wiedziałam, że Msza Łacińska nadal się odbywa! To było najbardziej niesamowite przeżycie Mszy, jakie kiedykolwiek poczułam. Nie było strachu, pustego gadania, nie było nawet przepraszania. Cisza tej Masy napełniła mnie spokojem w każdą komórce mojego istnienia.

 

Nareszcie mogłam zobaczyć taką samą Mszę, jaką odprawiał sam Ojciec Pio. To było tak, jakby zdradzał mi jakiś sekret. Czyste piękno, chwała i same niebiosa otworzyły się jakby tuż przy mojej twarzy. Chociaż nie mogłam zrozumieć słów, które wypowiadał ksiądz, wiedziałam dokładnie, co się dzieje. To było czyste uwielbienie wszechmocnego Boga, który wciąż trzyma świat w dłoni. Śpiewaliśmy sanctus, sanctus, sanctus u boku aniołów, obcowania świętych oraz Ojca Pio już na zawsze.