Błogosławiona Małgorzata z Castello (Część Druga)
Witamy w drugiej części niesamowitej prawdziwej historii błogosławionej Małgorzaty z Castello. Jeżeli jeszcze nie widziałeś części pierwszej, zapoznaj się z nią przed tym artykułem.
Gdybyśmy my doświadczyli takiego zaniedbania i odrzucenia jak Małgorzata, większość z nas najpewniej czułaby się przyłamana i przygnębiona.
Gdy została ona całkowicie opuszczona, będąc daleko od domu, mając na plecach absolutnie tylko ubrania, Małgosia schroniła się mieszkając pod schodami Kościoła. W końcu dwie osoby, które także były bezdomne, zaprzyjaźniły się z nią i przedstawiły ją innym bezdomnym. Nauczyli ją jak prosić o jedzenie i jak sobie radzić oraz dzielili się z nią wspólnymi zasobami.
Pewnej bardzo mroźnej zimowej nocy, ktoś pozwolił bezdomnym spędzić noc w ich stajniach. Gosia była zachwycona i krzyknęła: „dzięki Ci, Jezu. Jakże bardzo Pan Bóg nas kocha!”. Ludzie z jej otoczenia nie podzielali jej podejscia, mówiąc: „myślisz, że Bóg cię kocha? Spójrz na nas, Małgosiu, jak możesz tak mówić? Bóg nic dla nas nie robi. Dlaczego mamy się cieszyć spaniem w stajni?”.
Ona zaś powiedziała: „mój Zbawiciel, Pan Jezus, również urodził się w stajni. On także nic nie miał. Też musiał mieszkać w stajni, a ja mogę spędzić w niej noc, jak On”. Dzieliła się miłością Boga ze wszystkimi i wszystkim, co o Nim rozumiała, a czego uczyła się, będąc dzieckiem.
Dobroć i życzliwość Małgorzaty wobec wszystkich była niesamowita, a to przyciągało do Boga tych, którzy byli blisko niej. Jej potężne i wiele znaczące świadectwo stało się dla nich czymś ważnym i wkrótce zaczęło się to rozprzestrzeniać. Wszyscy mówili o niewidomej dziewczynie, która żebrała, ale tak bardzo kochała Boga, że słowa o jej bohaterskiej świętości i wielogodzinnych modlitwach na kolanach dotarły do samego biskupa.
Pewirn zakon zaprosił ją do swego klasztoru. Małgorzata była zachwycona, jednak okazało się, że spodziewała się czegoś innego. Ona codziennie modliła się godzinami, pościła, czyniła pokuty i rozmyślała nad naszym Panem, klasztor ten miał zaś luźne zasady, a zakonnice nawet nie były wierne swoim ślubom. Nie tylko wciąż plotkowały (co jest sprzeczne z przysięgą milczenia, którą złożyły), ale żyły też w wygodzie. Ponieważ Małgorzata była inna, nie lubiły jej, a jej jej pobożność była dla nich ciągłym powodem do kłótni. Matka przełożona zawsze mówiła Małgorzacie, że ma przestać odprawianie pokut, oskarżała ją też o poczucie wyższości i knucie, by zakon źle wyglądał.
W skrócie, zamiast spojrzeć na własne grzechy i nie chcąc narazić się na złą publiczną opinię, zakon wyrzucił Małgorzatę z powrotem na ulicę i znowu stała się bezdomna. Złożyli przeciwko niej fałszywe zeznania, mówiąc, że była nieposluszna, wywyższająca się i pełna dumy. Małgorzata wciąż pozostała wierna Panu Bogu i nie zrobiła nic przeciwko pełnym złośliwości zakonnicom.
Pomimo fałszywych zeznań tych zakonnic, mieszczanie dostrzegli, jak sprzeczne te zeznania były z ich własnymi doświadczeniami na temat Małgorzaty, tak przed jak i po wydaleniu jej z klasztoru. To Małgorzata była pokorna, z miłością i życzliwością do ludzi oraz pomagała i doradzała innym. Zobaczyli prawdę o sytuacji Małgorzaty i zlekceważyli kłamstwa, które mówiły zakonnice. Słysząc o tym, kilka bogatych rodzin z Castello zechciało ją przyjąć, więc pozostała tymi rodzinami przez jakiś czas i choć była wdzięczna, nie czuła się komfortowo żyjąc w tym luksusie co oni.
Nareszcie znalazła miejsce przynależności: Trzeci Zakon Dominikanów. Choć członkowie nie składają ślubów zostania księdzem czy zakonnicą, to jako świeccy składają śluby wieczyste, przysięgając służyć Panu przez modlitwę, pokutę i służbę ubogim i Bogu. To było wszystko o czym kiedykolwiek marzyła. W swej służbie była tu szanowana i uwielbiana przez wszystkich w Castello. Nie miało znaczenia kiedy ktoś po nią wezwał, o każdej porze, dniem i nocą, brała laskę i zdeterminowana szła, by im pomóc, dając posiłki, lekarstwa i pocieszenie dla chorych i umierających. Żadne zadanie nie było zbyt odległe, nie w czas czy zbyt przytłaczające dla „Małgorzatki”. Szła do tych najbardziej chorych i odrzuconych przez społeczeństwo, by móc im służyć. Wszyscy słyszeli o tej skromnej świętej.
Odwiedzając najgorsze więzienie w mieście, była ona świadkiem nieludzkiego traktowania więźniów. Chciała im pomóc by byli traktowani z godnością. Początkowo była w tym sama, lecz jej przykład zainspirował też innych ludzi do czynienia tego samego, a w końcu namówiła siostry z Xakonu Dominikanek by utworzyły służbę więzienną.
Przypisuje się jej też wiele, wiele cudów. Pierwszy miał miejsce z kobietą, która miała guza w oku. Nie stać mnie było na leczenie, a jux6 traciła wzrok. Odnalazłaała ona Małgorzatę. Mówiła: „proszę, pomódl się za mnie. Nie masz wzroku i jesteś święta. Pan Bóg cię wysłucha”. Ona zaś powiedział: „słodka siostro, jakże jesteś błogosławiona, że tracisz wzrok”.
Zaskoczona tym, co powiedziała Małgorzata, kobieta odparła do niej: „co masz na myśli? Nie jestem przez to błogosławiona”.
Małgorzata odpowiedziała: „Bóg nie chce, byś była chora duchowo, więc daje ci ten dar”. Kobieta załkała. Małgorzata litościwie modliła się nad nią i jąuzdrowiła!
Jest o wiele więcej cudów – wiele więcej niż my możemy tu opisać – które przypisywano Małgorzacie i stała się ona bardzo znana, nawet za granicą. Modliła się tak pobożnie, że lewitowała, a ludzie zewsząd napływali, by to zobaczyć.
Życie Małgorzaty z Castello można podsumować w tych słowach św. Augustyna: „kiedy się naprawdę kocha, nie cierpi się, a jeśli nawet się cierpi, to i samo cierpienie jest też kochane”. Taka była Małgorzata. Kochała Pana Boga z całych sił. Z pasją kochała też ludzi. Uwielbiała służyć i oddała swoje życie w służbie wszystkim innym.
Dzisiejsze społeczeństwo jest przepełnione wadami; zwątpienie i nienawiść górują. Gdy zmagamy się z trudnościami, warto pamiętać o lekcjach i świadectwach błogosławionej Małgorzaty z Castello.
Dorastając w warunkach, które dla większości z nas byłyby nie do zniesienia i zbyt bolesne, jej doświadczenie jednak blednie w porównaniu z wieloma rzeczami, którymi dzisiaj musimy się stresować. Błogosławiona Małgorzata z Castello przypomina nam za to, że nieważne kim jesteś, jak wyglądasz czy jaki jest twój status społeczny. Są to rzeczy powierzchowne, a Pan Bóg w ogóle nie zwraca na nie uwagi. Zamiast tego jednak jeżeli skupimy się na kochaniu Boga i służeniu Mu, możemy mieć ogromny wpływ na otoczenie.
Błogosławiona Małgorzata dokonała wielu, wielu cudów. Gdy umarła, ludzie domagali się oddania jej honoru przez pochówek w Kościele (co było prawem zarezerwowanym tylko dla kapłanów). W XVI wieku jej ciało zostało ekshumowane i okazało się, że jest nienaruszone, całkowicie wolne od rozkładu, i tak jak jest do dziś. To kolejny cud związany z “Małgorzatką”.
Wszyscy się módlmy, byśmy przestali narzekać na małe rzeczy, kiedy ona nawet nie narzekała na wielkie, tak jak i Chrystus nie narzekał na cierpienia, które musiał znosić. Pomyślmy jak możemy być latarniami Bożej miłości. Nasz świat potrzebuje tego bardziej niż kiedykolwiek, zwłaszcza w czasach niepokoju i strachu przed pandemią COVID. Niech inni wiedzą, że w cierpieniu jest sens i nadzieja, nawet w najgorszych warunkach. Chrystus tam jest obecny, Chrystus przez nas działa. Nasz świat rozpaczliwie musi się o tym dowiedzieć.
Niech Was Bóg błogosławi.